Kiedy myślę o cieście, które poza niewątpliwą przyjemnością płynącą ze smakowania, wniesie do ciała sporo wartości odżywczych, przychodzi mi do głowy bananowo-orzechowo-daktylowa babeczka, lub to samo ciasto w wersji z formy keksowej.

W składzie mamy:
- banany – wspaniałe źródło potasu – mają go nawet więcej niż pomidory, bo aż 358 mg potasu w 100-gramowym bananie,
- orzechy włoskie – zawierają wielonienasycone kwasy tłuszczowe, które pomagają obniżyć poziom cholesterolu i działają przeciwzakrzepowo. Mają też w składzie ogromne ilości potasu, fosforu i magnezu, można więc śmiało powiedzieć, że działają kojąco na nasze nerwy,
- daktyle – suszone daktyle zawierają liczne witaminy, między innymi witaminę A i witaminy z grupy B, a także magnez, potas, żelazo, wapń, bor, cynk czy mangan. Mało który owoc jest tak bogaty w te cenne składniki odżywcze. W moim cieście daktyli jest co prawda trzy razy mniej niż orzechów, ale w tym towarzystwie są prawdziwym rekordzistą, jeśli chodzi o zawartość potasu na 100g.
Wszystkie powyższe składniki są też naturalnym źródłem cukru, więc nie potrzebujemy już dodawać dużo cukru (pozwalam sobie na dodatek brązowego cukru, który dodaje wspaniałego aromatu)
Jedząc te bananowe babeczki, można śmiało powiedzieć: „Na zdrowie!”

Mój przepis: (ilość do tortownicy o średnicy 26cm, na 16 babeczek lub do długiej formy keksowej)
Składniki:
250g mąki
200g masła
150g brązowego cukru
500g bananów
3 jajka
150g łuskanych orzechów włoskich
50g daktyli
15g proszku do pieczenia (małe opakowanie)
szczypta soli
Ciasto bananowo-orzechowo-daktylowe krok po kroku:
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Orzechy i daktyle siekamy. Banany obieramy ze skóry i rozgniatamy widelcem. Masło, najlepiej żeby było w temperaturze pokojowej, ucieramy porządnie z brązowym cukrem. Gdy masa maślano-cukrowa zbieleje, dodajemy wszystkie składniki i miksujemy dokładnie.
Powstałe ciasto przekładamy do dużej formy keksowej, dwóch małych form keksowych, dużej tortownicy lub foremek do muffinek. Jeśli pieczemy ciasto w okrągłej formie, mamy trochę większe ryzyko, że opadnie po wyjęciu z piekarnika. To nie zmniejsza jego uroku, a moim dzieciom takie nawet bardziej smakuje.
Pieczemy 50 minut w temperaturze 180 stopni (w tortownicy można odrobinę dłużej).
Kiedy środek ciasta staje się najwyższym punktem, zmatowieje i ładnie się przypiecze, ciasto jest gotowe.
Wyciągamy. Czekamy kilka minut. Można poczekać, aż całkiem ostygnie. Nam się nie udaje!